Tue, 20 Marca 2007, 20:21:59
Inko - przepraszam Amorku, ze na Twoim watku - ja od poczatku wiedzialam, ze trace dziecko, najbardziej bolalo mnie, ze w szpitalu calosc sytuacji traktowali, jakby nic sie nie stalo, rodzina podeszla do poronienia od medycznej strony, nikt sie nie spytal, jak sie czuje emocjonalnie. Dobrze, ze byl maz, ktorzy mnie rozumial.
A pozniej bylo drugie poronienie i wiedzialam, ze jesli czegos nie zrobie, to... pekne z bolu, z zalu, ze to tak wszystko wyglada, ze tyle osob, ktore przezywaja tragedie i nikt z tym nic nie robi, ze w szpitalach wyglada, jak wyglada, ze nie ma zadnych ksiazek, artykulow, stron w sieci (byly fora, ale tematyka krolowala medyczna)... a ja chcialam wiedziec, jak mam rozmawiac z mezem, z dzieckiem - mowic mu czy nie mowic, z mama... czy starac sie zapomniec (czy to jest dobre), czy wprost przeciwnie, czy zostawic pamiatki czy nie, czy nastepna ciaze traktowac, jakby poprzednich nie bylo (jesli to w ogole mozliwe), czy nie?
Dwa dni po tym poronieniu przyszla rodzina na imieniny synka, iles razu powtarzalam mezowi, zeby zadzwonil do nich, zeby nie przychodzili, bo ja nie jestem w stanie nic zrobic. A oni przyszli, jakby nic sie nie stalo. Albo z podejsciem \'udawajmy, ze nic sie nie stalo\'. Okropnie sie zachowalam, bo nie podalam nawet herbaty. Chcialam usiasc pod sciana i plakac za moimi dziecmi, za soba sprzed poronien... zacisnelam zeby i oprowadzalam kuzynke po mieszkaniu (byla u nas po raz pierwszy). Weszlam w ten schemat, z ktorym przyszli.
Wieczorem usiadlam do komputera i wyslalam post na Bociana zaczynajac watek \'poronienie po ludzku\'.
Medycznie wiele spraw mozna wytlumaczyc - pusty pecherzyk, \'tylko 8tc\', sa gorsze problemy w ginekologii... - ale serce matki kieruje sie zupelnie inna logika. I tylko tak niewiele pragniemy, zeby ktos to uszanowal.
Usciski,
Monika
A pozniej bylo drugie poronienie i wiedzialam, ze jesli czegos nie zrobie, to... pekne z bolu, z zalu, ze to tak wszystko wyglada, ze tyle osob, ktore przezywaja tragedie i nikt z tym nic nie robi, ze w szpitalach wyglada, jak wyglada, ze nie ma zadnych ksiazek, artykulow, stron w sieci (byly fora, ale tematyka krolowala medyczna)... a ja chcialam wiedziec, jak mam rozmawiac z mezem, z dzieckiem - mowic mu czy nie mowic, z mama... czy starac sie zapomniec (czy to jest dobre), czy wprost przeciwnie, czy zostawic pamiatki czy nie, czy nastepna ciaze traktowac, jakby poprzednich nie bylo (jesli to w ogole mozliwe), czy nie?
Dwa dni po tym poronieniu przyszla rodzina na imieniny synka, iles razu powtarzalam mezowi, zeby zadzwonil do nich, zeby nie przychodzili, bo ja nie jestem w stanie nic zrobic. A oni przyszli, jakby nic sie nie stalo. Albo z podejsciem \'udawajmy, ze nic sie nie stalo\'. Okropnie sie zachowalam, bo nie podalam nawet herbaty. Chcialam usiasc pod sciana i plakac za moimi dziecmi, za soba sprzed poronien... zacisnelam zeby i oprowadzalam kuzynke po mieszkaniu (byla u nas po raz pierwszy). Weszlam w ten schemat, z ktorym przyszli.
Wieczorem usiadlam do komputera i wyslalam post na Bociana zaczynajac watek \'poronienie po ludzku\'.
Medycznie wiele spraw mozna wytlumaczyc - pusty pecherzyk, \'tylko 8tc\', sa gorsze problemy w ginekologii... - ale serce matki kieruje sie zupelnie inna logika. I tylko tak niewiele pragniemy, zeby ktos to uszanowal.
Usciski,
Monika