Tue, 17 Czerwca 2014, 18:21:53
Mój związek się sypie. A tym razem mialo byc inaczej. Tym razem bylam zaangazowana calkowicie, tym razem on tez sie angazowal. To dlaczego nie wychodzi?
- poronienie zmienilo mnie. Nie jestem szczesliwa osoba. On nie jest w stanie dac mi szczescia. Zaden slub czy wspolne mieszkanie nie sa w stanie mi tego dac. Szczescie to serce bijace pod moim. On tego nie rozumie. Mowi o tym jak o wymowce. To boli.
- kiedy go poznalam pracowal w Niemczech, cwiczyl, czytal ksiazki - teraz nie robi zadnej z tych rzeczy. Spotyka sie ze mna, owszem, bardzo mi pomaga, ale mam wrazenie, ze dla swojego rozwoju nie robi nic i dla naszej przyszlosci rowniez. Przestaje byc dla mnie atrakcyjny.
- unika problemow - nawet jak go cos zaboli to nie powie o tym, ale ja to oczywiscie odczuje
- prowadzi ciagly bilans zyskow i strat - dlatego nie wiem czy mnie kocha naprawde. Nie zrobi czegos, jesli ja nie wyraze inicjatywy. A jesli oboje nie robimy nic i ja w koncu wybucham - wtedy ma do mnie pretensje
- obarcza mnie tym ze sie klocimy - bo to ja wybucham, nie patrzy na to ze w ten sposob czesto wyjasniamy problemy. Mowi ze powinnismy o nich rozmawiac, ale sam milczy i udaje ze nic nie widzi dopoki da sie jeszcze w tym wytrzymac, a ja sie dusze
- zaczyna mi brakowac z nim tematow
- nie probuje w ogole wejsc w moja skore - obraza sie, a jego wytlumaczeniem jest zawsze \" czy ty probowalas wejsc w moja\"? Tak...czasem probuje i widze ze poprzez pragnienie sprawiedliwosci jest niesprawiedliwy. Bo nie powinien mnie traktowac tak jak swoich kumpli czy jak ojciec traktowal jego. Jestem inna osoba niz Ty - mam ochote krzyczec, ale on postrzega moja wrazlowosc jako slabosc. Czasem chcialabym zeby on mnie akceptowal bardziej niz rozumial.
- na poczatku motywowal mnie do rozwoju - mowil chodzmy tu, zrobmy to... robil szalone rzeczy. Teraz tego nie robi. Teraz z gory wie ze czegos nie bede chciala, nawet nie probuje wymyslac nowych atrakcji. Czy jestem az tak negatywna?
- \"Nie wiem\" - te slowa coraz czesciej padaja z jego ust. Ja tez nie wiem... nie wiem czy on chce byc ze mna.
Powiedzial mi zebym nie pozwolila mu odejsc. Ale to nie tylko on jest kotem w tym zwiazku. Kot we mnie sie buntuje - dlaczego ma sie dostosowywac do osoby, ktora zaczela dawac mniej niz dawala kiedys? Ktorej nie moge byc pewna. Ktora swoja milosc uzaleznia od bilansu zyskow i strat.
Mysle ze nasze konflikty zatruly nasza milosc. Mysle, ze mimo checi nie umiemy przejsc... nie, to on nie umie przejsc na porzadek dzienny. On nie potrafi wybaczyć moich uniesien. I ja juz tez nie potrafie... nie jestem w stanie mu calkowicie wybaczyc tego gdy zostawil mnie w maju, gdy nakrzyczal na mnie kiedy moja babcia umarla, gdy tydzien po informacji ze moglam poronic przestal sie do mnie odzywac, bo spielismy sie w kwestii wyobrazen o wspolnym zyciu.
Teraz ja tez mowie \"nie wiem\". Nie wiem czy powinnam byc z takim czlowiekiem. Nie wiem czy powinnam walczyc, czy go zostawic, zeby nie zadac sobie i jemu wiecej ran.
Czesc mnie go kocha, bardzo mocno go kocha, ale czesc... jest nim rozczarowana.
- poronienie zmienilo mnie. Nie jestem szczesliwa osoba. On nie jest w stanie dac mi szczescia. Zaden slub czy wspolne mieszkanie nie sa w stanie mi tego dac. Szczescie to serce bijace pod moim. On tego nie rozumie. Mowi o tym jak o wymowce. To boli.
- kiedy go poznalam pracowal w Niemczech, cwiczyl, czytal ksiazki - teraz nie robi zadnej z tych rzeczy. Spotyka sie ze mna, owszem, bardzo mi pomaga, ale mam wrazenie, ze dla swojego rozwoju nie robi nic i dla naszej przyszlosci rowniez. Przestaje byc dla mnie atrakcyjny.
- unika problemow - nawet jak go cos zaboli to nie powie o tym, ale ja to oczywiscie odczuje
- prowadzi ciagly bilans zyskow i strat - dlatego nie wiem czy mnie kocha naprawde. Nie zrobi czegos, jesli ja nie wyraze inicjatywy. A jesli oboje nie robimy nic i ja w koncu wybucham - wtedy ma do mnie pretensje
- obarcza mnie tym ze sie klocimy - bo to ja wybucham, nie patrzy na to ze w ten sposob czesto wyjasniamy problemy. Mowi ze powinnismy o nich rozmawiac, ale sam milczy i udaje ze nic nie widzi dopoki da sie jeszcze w tym wytrzymac, a ja sie dusze
- zaczyna mi brakowac z nim tematow
- nie probuje w ogole wejsc w moja skore - obraza sie, a jego wytlumaczeniem jest zawsze \" czy ty probowalas wejsc w moja\"? Tak...czasem probuje i widze ze poprzez pragnienie sprawiedliwosci jest niesprawiedliwy. Bo nie powinien mnie traktowac tak jak swoich kumpli czy jak ojciec traktowal jego. Jestem inna osoba niz Ty - mam ochote krzyczec, ale on postrzega moja wrazlowosc jako slabosc. Czasem chcialabym zeby on mnie akceptowal bardziej niz rozumial.
- na poczatku motywowal mnie do rozwoju - mowil chodzmy tu, zrobmy to... robil szalone rzeczy. Teraz tego nie robi. Teraz z gory wie ze czegos nie bede chciala, nawet nie probuje wymyslac nowych atrakcji. Czy jestem az tak negatywna?
- \"Nie wiem\" - te slowa coraz czesciej padaja z jego ust. Ja tez nie wiem... nie wiem czy on chce byc ze mna.
Powiedzial mi zebym nie pozwolila mu odejsc. Ale to nie tylko on jest kotem w tym zwiazku. Kot we mnie sie buntuje - dlaczego ma sie dostosowywac do osoby, ktora zaczela dawac mniej niz dawala kiedys? Ktorej nie moge byc pewna. Ktora swoja milosc uzaleznia od bilansu zyskow i strat.
Mysle ze nasze konflikty zatruly nasza milosc. Mysle, ze mimo checi nie umiemy przejsc... nie, to on nie umie przejsc na porzadek dzienny. On nie potrafi wybaczyć moich uniesien. I ja juz tez nie potrafie... nie jestem w stanie mu calkowicie wybaczyc tego gdy zostawil mnie w maju, gdy nakrzyczal na mnie kiedy moja babcia umarla, gdy tydzien po informacji ze moglam poronic przestal sie do mnie odzywac, bo spielismy sie w kwestii wyobrazen o wspolnym zyciu.
Teraz ja tez mowie \"nie wiem\". Nie wiem czy powinnam byc z takim czlowiekiem. Nie wiem czy powinnam walczyc, czy go zostawic, zeby nie zadac sobie i jemu wiecej ran.
Czesc mnie go kocha, bardzo mocno go kocha, ale czesc... jest nim rozczarowana.