Wed, 03 Kwietnia 2013, 20:44:06
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Wed, 03 Kwietnia 2013, 20:44:36 przez anna_karolina.)
Od ok dwóch tygodni przegladam różne posty na forum i jednego dnia jest lepiej, a kolejnego gorzej... czytam i zastanawiam się, tak samo jak większość z Was, dlaczego to mnie spotkało?? Postanowiłam opisać tu swoją historię, wyrzucić z siebie, może chociaż trochę poczuję się lżej...
Prawie od zawsze miałam problemy, nieregularne miesiaczki lub ich brak, pękajace torbiele... Prawie 10 lat brałam homony bo gdy ich nie brałam rosła mi torbiel, a potem pękała. Od lekarzy, do których chodziłam słyszałam, że trudno będzie zajść w ciążę... Jakiś rok temu znalazam wspaniałą Panią doktor, zrobiła mi wszytskie badania, mówiła, że może byc trudno, ale będziemy sie starać. W październiku postanowiliśmy z meżem, że to już czas, że chcemy mieć już dzidziusia...Odstawiłam tabletki, poszłam na pierwszą stymulację, ale nie było owulacji. Pani dr powiedziała, że może byc za 3-4 dni, albo wcale i,że ten miesiąc bedzie stracony... @ zaczeła mi się spóźniać, zrobiłam test i jeden wyszedł pozytywny, a kolejny negatywny. Od razu umówiłam się do lekarza i szłam z myslą, że znowu coś mi urosło... jednak nic nie było widac, lekarz zrobił mi Beta wynik był jeszcez tego samego dnia i oakzało się, że jestem w ciąży, że zdarzył się cud... Badania co 2-4 dni, koeljne wizyty co 10-14 dni, wszytsko prawidłowo, wyniki książkowe, żadnych typowych objawów. Badania prenatalne bardzo dobrze, samopoczucie ok... skończył się pierwszy trymestr i myślałam, że będzie już z górki. Ok 18 tc zaczął pobolewac mnie brzuch, napinac się... Pani dr kazała więcej leżeć, odpoczywać, wszystko było ok... Mam własna działalność więć czasami trudno było przełożyć pacjentów więc pracowałam, ale mniej, bardziej się oszczędzałam. Od poczatku czułam, że bedzie chłopczyk - Kacperek. W 20,5 tc bylismy na USG 3D synek pokazał co ma między nóźkami, wszystko było prawidłowo, skakał, wiercił się ... a tydzień później już go nie było ...
Równo dwa tygodnie temu rano obudziłam się z bólem brzucha i kręgosłupa, miałam małe plamienie... siostra zawioła mnie na izbę przyjęć... a tam przezyłam koszmar... w trakcie badania lekarz miał dziwną mine, zapytałam się czy wszytsko w porzadku, a on, że nie jest źle, jest bardzo źle, zaczął sie proces poronny, pecherz płodowy wpadł do pochwy... nic nie da się zrobić... myślałam, że to zły sen, że zaraz sie obudzę, nie mogłam się ubrac... poszłam jeszcze na USG,a tam w jednym gabinecie pacjnetka podłaczona do KTG, a ja zap♪6akana klęczałam na podłodze. Na USG nie wiedziałam czy patrzeć na monitor czy nie... lekarz mówi, że wszstko prawidłowo się rozwija, ale ... mam nie robić sobie nadziei, że wszystko zależy od tego na górze... trafiłam na oddział i miałam miec tylko nadzieję i modlić sie o cud... Część mnie wierzyła, że wszystko będzie ok, a część wiedziała, że nie... Rozmawiałam z moim synkiem, żeby jeszcez nie wychodził, że jeszcze nie czas... Njagorsze było to, że mój mąż był od nas o 400 km. Przyjechali moi rodzice...
O 23.35 pecherz pękł i odeszły mi wody... zapytałam położnej czy to już po wszytskim, ona odpowiedziała, że najwyraźniej... Strasznie bolało... o 23.50 urodziłam martwego Kacperka... miał 16 cm i ważył 420 g... zabrali mnie na zabieg i ok 00:30 byłam juz spowrotem na sali... nie wiedziałam co sie dzieję, nie płakałam, byłam w szoku... Dopiero nad ranem do mnie dotarło co się stało, chociaż nie wiem czy tak do końca dotarło ...
Nie zabraliśmy ciałka ze szpitala, nie chcielismy trumenki, pochówku... Jedynie zarejestrowalismy w USC...
... jest ciężko, bardzo... dzis mijaja dwa tygodnie, a widze to jakby to było wczoraj... Łzy lecą, a ja czuję taką pustkę... tak mi źle i cięźko...
Przepraszam, że tak długo i troche bez składu... musiałam to z siebie wyrzucić...
Prawie od zawsze miałam problemy, nieregularne miesiaczki lub ich brak, pękajace torbiele... Prawie 10 lat brałam homony bo gdy ich nie brałam rosła mi torbiel, a potem pękała. Od lekarzy, do których chodziłam słyszałam, że trudno będzie zajść w ciążę... Jakiś rok temu znalazam wspaniałą Panią doktor, zrobiła mi wszytskie badania, mówiła, że może byc trudno, ale będziemy sie starać. W październiku postanowiliśmy z meżem, że to już czas, że chcemy mieć już dzidziusia...Odstawiłam tabletki, poszłam na pierwszą stymulację, ale nie było owulacji. Pani dr powiedziała, że może byc za 3-4 dni, albo wcale i,że ten miesiąc bedzie stracony... @ zaczeła mi się spóźniać, zrobiłam test i jeden wyszedł pozytywny, a kolejny negatywny. Od razu umówiłam się do lekarza i szłam z myslą, że znowu coś mi urosło... jednak nic nie było widac, lekarz zrobił mi Beta wynik był jeszcez tego samego dnia i oakzało się, że jestem w ciąży, że zdarzył się cud... Badania co 2-4 dni, koeljne wizyty co 10-14 dni, wszytsko prawidłowo, wyniki książkowe, żadnych typowych objawów. Badania prenatalne bardzo dobrze, samopoczucie ok... skończył się pierwszy trymestr i myślałam, że będzie już z górki. Ok 18 tc zaczął pobolewac mnie brzuch, napinac się... Pani dr kazała więcej leżeć, odpoczywać, wszystko było ok... Mam własna działalność więć czasami trudno było przełożyć pacjentów więc pracowałam, ale mniej, bardziej się oszczędzałam. Od poczatku czułam, że bedzie chłopczyk - Kacperek. W 20,5 tc bylismy na USG 3D synek pokazał co ma między nóźkami, wszystko było prawidłowo, skakał, wiercił się ... a tydzień później już go nie było ...
Równo dwa tygodnie temu rano obudziłam się z bólem brzucha i kręgosłupa, miałam małe plamienie... siostra zawioła mnie na izbę przyjęć... a tam przezyłam koszmar... w trakcie badania lekarz miał dziwną mine, zapytałam się czy wszytsko w porzadku, a on, że nie jest źle, jest bardzo źle, zaczął sie proces poronny, pecherz płodowy wpadł do pochwy... nic nie da się zrobić... myślałam, że to zły sen, że zaraz sie obudzę, nie mogłam się ubrac... poszłam jeszcze na USG,a tam w jednym gabinecie pacjnetka podłaczona do KTG, a ja zap♪6akana klęczałam na podłodze. Na USG nie wiedziałam czy patrzeć na monitor czy nie... lekarz mówi, że wszstko prawidłowo się rozwija, ale ... mam nie robić sobie nadziei, że wszystko zależy od tego na górze... trafiłam na oddział i miałam miec tylko nadzieję i modlić sie o cud... Część mnie wierzyła, że wszystko będzie ok, a część wiedziała, że nie... Rozmawiałam z moim synkiem, żeby jeszcez nie wychodził, że jeszcze nie czas... Njagorsze było to, że mój mąż był od nas o 400 km. Przyjechali moi rodzice...
O 23.35 pecherz pękł i odeszły mi wody... zapytałam położnej czy to już po wszytskim, ona odpowiedziała, że najwyraźniej... Strasznie bolało... o 23.50 urodziłam martwego Kacperka... miał 16 cm i ważył 420 g... zabrali mnie na zabieg i ok 00:30 byłam juz spowrotem na sali... nie wiedziałam co sie dzieję, nie płakałam, byłam w szoku... Dopiero nad ranem do mnie dotarło co się stało, chociaż nie wiem czy tak do końca dotarło ...
Nie zabraliśmy ciałka ze szpitala, nie chcielismy trumenki, pochówku... Jedynie zarejestrowalismy w USC...
... jest ciężko, bardzo... dzis mijaja dwa tygodnie, a widze to jakby to było wczoraj... Łzy lecą, a ja czuję taką pustkę... tak mi źle i cięźko...
Przepraszam, że tak długo i troche bez składu... musiałam to z siebie wyrzucić...