Thu, 03 Października 2013, 23:09:09
Dziękuję.
Długo mówiłam sobie, że Piotruś przyszedł na świat pod postacią ciszy. Gdy tylko milkły głosy np. wsiadałam do samochodu pod pracą, zostawałam z nim. Cisza była też kiedy się urodził. Jak w kościele. Ani jedno narzędzie nie skrzypnęło, ani jeden but nie szurnął, kiedy lekarz pokazał mi go nad chirurgicznym parawanem. A ja patrzyłam i miałam to samo wrażenie co z Hanią, że dobrze znam tę buzię, jakbym go co dzień widywała. Długo to trwało, aż powiodłam wzrokiem po twarzach męża i lekarzy szukając potwierdzenia, że nie żyje. I potwierdzili bez słowa. Wydawało mi się, że nic nie czuję. A to pewnie zaszła jakaś emocjonalna interferencja, przeciwstawne uczucia znosiły się. Rozpacz wystrzeliła z mojej piersi bez żadnych \"ale może\", dawno noszona nie musiała już na nic czekać. A z drugiej strony czułam równie potężną ulgę i radość, że Piotruś nie cierpi, nie dusi się, nie intubują go i nie szarpią, nie zabierają ode mnie. Wiedziałam, że lepszej śmierci bym dla niego nie zaplanowała sama, ale to jednak była śmierć, ostatnia rzecz jakiej dla niego chciałam. Tyle czasu minęło, niektóre sprawy się ułożyły inne nie, a nadal bywa tak okropnie.
Długo mówiłam sobie, że Piotruś przyszedł na świat pod postacią ciszy. Gdy tylko milkły głosy np. wsiadałam do samochodu pod pracą, zostawałam z nim. Cisza była też kiedy się urodził. Jak w kościele. Ani jedno narzędzie nie skrzypnęło, ani jeden but nie szurnął, kiedy lekarz pokazał mi go nad chirurgicznym parawanem. A ja patrzyłam i miałam to samo wrażenie co z Hanią, że dobrze znam tę buzię, jakbym go co dzień widywała. Długo to trwało, aż powiodłam wzrokiem po twarzach męża i lekarzy szukając potwierdzenia, że nie żyje. I potwierdzili bez słowa. Wydawało mi się, że nic nie czuję. A to pewnie zaszła jakaś emocjonalna interferencja, przeciwstawne uczucia znosiły się. Rozpacz wystrzeliła z mojej piersi bez żadnych \"ale może\", dawno noszona nie musiała już na nic czekać. A z drugiej strony czułam równie potężną ulgę i radość, że Piotruś nie cierpi, nie dusi się, nie intubują go i nie szarpią, nie zabierają ode mnie. Wiedziałam, że lepszej śmierci bym dla niego nie zaplanowała sama, ale to jednak była śmierć, ostatnia rzecz jakiej dla niego chciałam. Tyle czasu minęło, niektóre sprawy się ułożyły inne nie, a nadal bywa tak okropnie.