Mon, 19 Sierpnia 2013, 10:56:54
Małgosiu to bardzo poruszające cytaty i w jakimś sensie moje zmory. Zdecydowanie bliski jest mi Frodo. Śmierć Piotrusia i moja żałoba nigdy nie wydawały mi się snem. Natomiast teraz, kiedy pozwolę sobie w głowie na naiwny optymizm, że wszystko się ułoży, mam poczucie że zapadam w sen. Wolałabym tego uniknąć. Wolałabym żyć z ostrą jak brzytwa świadomością, że gęba śmierci odwróciła się po prostu w inną stronę. I czy rzeczywiście godzę się cieszyć, że umierają inni bliscy, nie moi? Teraz, przez chwilę. Nie, nie godzę się na to. Chciałabym znaleźć sposób by z całą jasnością nieubłaganego absurdu śmierci, jednak żyć i brać odpowiedzialność za ten skrawek świata, który mi przypadł. To dla mnie oznacza \"Ano wróciłem\". Wróciłem i będę się zmagał. Ale czy dam radę nie nawiać przed tą fundamentalną trwogą egzystencjalną?
I te rany. Czy z niezagojoną raną można wrócić, zmagać się, żyć, brać odpowiedzialność? Czy pozostaje wyruszyć za morze? Czuję się jakby położono przede mną dwie biografie do wyboru: Froda i Sama. Obie warte przyjęcia, ale nie można przeżyć obu.
I te rany. Czy z niezagojoną raną można wrócić, zmagać się, żyć, brać odpowiedzialność? Czy pozostaje wyruszyć za morze? Czuję się jakby położono przede mną dwie biografie do wyboru: Froda i Sama. Obie warte przyjęcia, ale nie można przeżyć obu.