Mon, 03 Czerwca 2013, 13:36:33
HANKO, wydało mi się nie tyle, że się wygodą pokierowałabym, gdybym umiała wierzyć, co że odczułabym pewien rodzaj komfortu, gdyby tak się stało. To byłaby ta wygoda. Ta niepewność z odrobiną nadziei właśnie.
Ja nie odczuwam niepewności w kwestii Piotrusia czy babci. Ani nadziei. Bo nadzieja wydaje mi się jakimś oczekiwaniem, na coś. Ja nie oczekuję. Przyjmuję, że nie ma nic i nic nie będzie. I może dlatego mi czasem smutno. Że nie ma żadnego planu B, żadnego cienia planu. Choć jest bardzo prawdopodobne, że to moja postawa obronna przed rozczarowaniem. Lepiej nie mieć nadziei, wtedy się nie rozczarujesz, może to siedzi z tyłu głowy. \"Oczekiwania rodzą rozczarowania\". Tak mówią buddyści. Nie umiem wyzbyć się oczekiwań całkowicie. Ale staram się nie oczekiwać tam, gdzie nie mam na nic wpływu. Tak, to na pewno postawa obronna.
Nadzieja to dla mnie trudny temat. Kiedyś byłam pełna nadziei. Wiary. Także w Boga. Byłam wtedy dzieckiem i po dziecięcemu gorliwie w obie te sprawy wierzyłam. Potem wydarzyło się wiele złego, wiele bólu i rozczarowania życiem, w jego całokształcie. I ludźmi. Najbliższymi. Codzienność była bardzo bolesna. I przestałam wierzyć. Najpierw w Boga, bo okazało się, że więcej siły dało mi szukanie sensu gdzie indziej. Potem chyba nauczyłam się nie mieć nadziei na to, co nie ode mnie zależne. Nie czekać na nic takiego.
Moja nadzieja obejmuje doczesność, małe i większe sprawy. Ale jednak z tego świata. Bez nadziei jest trudno. Pewnie bez nadziei czasem w naszym świecie w ogóle się nie da. Myślę, że gdybym nie miała nadziei kiedyś, że może być inaczej, nie widziałabym wtedy sensu dalszego życia.
Dałaś mi do myślenia HANKO. Pewnie będę się jeszcze długo zastanawiała nad tym, jak to u mnie z nadzieją.
Dzięki.
Ja nie odczuwam niepewności w kwestii Piotrusia czy babci. Ani nadziei. Bo nadzieja wydaje mi się jakimś oczekiwaniem, na coś. Ja nie oczekuję. Przyjmuję, że nie ma nic i nic nie będzie. I może dlatego mi czasem smutno. Że nie ma żadnego planu B, żadnego cienia planu. Choć jest bardzo prawdopodobne, że to moja postawa obronna przed rozczarowaniem. Lepiej nie mieć nadziei, wtedy się nie rozczarujesz, może to siedzi z tyłu głowy. \"Oczekiwania rodzą rozczarowania\". Tak mówią buddyści. Nie umiem wyzbyć się oczekiwań całkowicie. Ale staram się nie oczekiwać tam, gdzie nie mam na nic wpływu. Tak, to na pewno postawa obronna.
Nadzieja to dla mnie trudny temat. Kiedyś byłam pełna nadziei. Wiary. Także w Boga. Byłam wtedy dzieckiem i po dziecięcemu gorliwie w obie te sprawy wierzyłam. Potem wydarzyło się wiele złego, wiele bólu i rozczarowania życiem, w jego całokształcie. I ludźmi. Najbliższymi. Codzienność była bardzo bolesna. I przestałam wierzyć. Najpierw w Boga, bo okazało się, że więcej siły dało mi szukanie sensu gdzie indziej. Potem chyba nauczyłam się nie mieć nadziei na to, co nie ode mnie zależne. Nie czekać na nic takiego.
Moja nadzieja obejmuje doczesność, małe i większe sprawy. Ale jednak z tego świata. Bez nadziei jest trudno. Pewnie bez nadziei czasem w naszym świecie w ogóle się nie da. Myślę, że gdybym nie miała nadziei kiedyś, że może być inaczej, nie widziałabym wtedy sensu dalszego życia.
Dałaś mi do myślenia HANKO. Pewnie będę się jeszcze długo zastanawiała nad tym, jak to u mnie z nadzieją.
Dzięki.