Fri, 31 Maja 2013, 21:44:40
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Fri, 31 Maja 2013, 21:54:49 przez HANKA.)
Dekorowałam dziś grób Piotrka na Dzień Dziecka. To była przyjemność. Mąż ochoczo przyjął mój wyjazd na cmentarz. Nie było tam nikogo. Słońce świeciło. Ptaki śpiewały, a żaby kumkały. Tak, mamy na cmentarzu staw z żabami. To było wzruszające odkrycie. Od grobu Piotrusia ich nie słychać. Staw przylega do sektora dziecięcego. Uważam, że to bardzo szczęśliwy pomysł, takie sąsiedztwo. Jak skończyłam, efekt był oszałamiający tak, że zaczęłam się śmiać na głos. Chciałam się z kimś podzielić, więc wysłałam zdjęcie mężowi. Też był szczęśliwy, bo to on dostarczył wiatraczki. Chciałabym wam to pokazać.
Dodatkowo czułam dreszczyk i dumę, bo teściowie wybierają się do Piotrusia specjalnie z okazji Dnia Dziecka. To wiele dla mnie znaczy. Moja mama też przyjedzie, ale ona chyba nie z tej okazji. Trudno stwierdzić, bo przyjeżdża co tydzień do mojego taty, w sąsiednim sektorze.
Dzień dziecka nie kosztuje mnie już nic. Właściwie to mnie cieszy. Owszem, stale rejestruję to, że jesteśmy niepełną rodziną, że stale brakuje kilku puzzli. Jak patrzę na zdjęcie Piotrka buzi przy łóżku, to rozwala mnie jak słodki był wtedy i oddałabym wszystko, żeby go znowu przytulić. Ale udało mi się zakatrupić nadzieję i teraz bez wysiłku cieszę się głupotami. Że mogę cudnie ozdobić jego grób. Że rośliny pięknie się przechowały pod śniegiem. Irgi obsypały się białymi kwiatami. Wydaje mi się w dodatku, że teraz Piotruś jest bardziej w Namibii albo Kandaharze, niż nie jest wcale. To właściwie ulga. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę się tak czuła. Nic się nie cofnęło i nie czuję się jak kiedyś, czuję się zupełnie inaczej.
Życzę Wam jutro wielu wzruszeń, bo tę zdolność nasze dzieci posiadły w najwyższym stopniu - poruszają nasze serca. Bez względu na ból lub brak bólu.
Dodatkowo czułam dreszczyk i dumę, bo teściowie wybierają się do Piotrusia specjalnie z okazji Dnia Dziecka. To wiele dla mnie znaczy. Moja mama też przyjedzie, ale ona chyba nie z tej okazji. Trudno stwierdzić, bo przyjeżdża co tydzień do mojego taty, w sąsiednim sektorze.
Dzień dziecka nie kosztuje mnie już nic. Właściwie to mnie cieszy. Owszem, stale rejestruję to, że jesteśmy niepełną rodziną, że stale brakuje kilku puzzli. Jak patrzę na zdjęcie Piotrka buzi przy łóżku, to rozwala mnie jak słodki był wtedy i oddałabym wszystko, żeby go znowu przytulić. Ale udało mi się zakatrupić nadzieję i teraz bez wysiłku cieszę się głupotami. Że mogę cudnie ozdobić jego grób. Że rośliny pięknie się przechowały pod śniegiem. Irgi obsypały się białymi kwiatami. Wydaje mi się w dodatku, że teraz Piotruś jest bardziej w Namibii albo Kandaharze, niż nie jest wcale. To właściwie ulga. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę się tak czuła. Nic się nie cofnęło i nie czuję się jak kiedyś, czuję się zupełnie inaczej.
Życzę Wam jutro wielu wzruszeń, bo tę zdolność nasze dzieci posiadły w najwyższym stopniu - poruszają nasze serca. Bez względu na ból lub brak bólu.