Fri, 04 Stycznia 2013, 00:23:26
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Fri, 04 Stycznia 2013, 00:27:31 przez Malgosia.)
Tak, ja też teraz myślę, że to raczej kręcone schody. I wydaje się, że ciągle widzimy tę samą ścianę, ten sam punkt. Ale on jakoś tam inny. I my inne.
Nie wiem ku czemu się wspina ani czy to na pewno zawsze droga w górę. To jakieś pozawymiarowe mi się zdaje. Dół-góra, prawo-lewo - czy to na pewno istotne? Staram się uważnie dbać o to co teraz. O ten kawałek schodka, który właśnie czuję pod stopą. Bo tylko to jest.
Ale też się czuję taka spłaszczona. Jakbym nie bardzo była już zdolna do intensywnych uczuć. Taka wewnętrzna zmarzlina i nieistotność. I najpierw myślałam, że to dobrze, że ten pomysł na nie znieczulanie się i nie udawanie się sprawdza, że życie z poczuciem zagrożenia pozwoli na bycie sobą. Ale teraz już nie wiem. Może to jakaś zagmatwana forma wyparcia. Bo skąd ten brak uczuć we mnie?
I jeszcze się zastanawiam ostatnio czy to dobrze, że lubię moje cegły, te co w kieszeniach poupychane? Że nie chciałabym się ich pozbyć. Najpierw to byłam z siebie dumna, że tak je polubiłam, nie ukrywałam i nie udawałam, że ich nie ma, że dzięki nim jestem mną. Ale też już nie wiem. Może lepiej byłoby z nich coś zbudować? Ale co? I jak? I po co?
Nie wiem ku czemu się wspina ani czy to na pewno zawsze droga w górę. To jakieś pozawymiarowe mi się zdaje. Dół-góra, prawo-lewo - czy to na pewno istotne? Staram się uważnie dbać o to co teraz. O ten kawałek schodka, który właśnie czuję pod stopą. Bo tylko to jest.
Ale też się czuję taka spłaszczona. Jakbym nie bardzo była już zdolna do intensywnych uczuć. Taka wewnętrzna zmarzlina i nieistotność. I najpierw myślałam, że to dobrze, że ten pomysł na nie znieczulanie się i nie udawanie się sprawdza, że życie z poczuciem zagrożenia pozwoli na bycie sobą. Ale teraz już nie wiem. Może to jakaś zagmatwana forma wyparcia. Bo skąd ten brak uczuć we mnie?
I jeszcze się zastanawiam ostatnio czy to dobrze, że lubię moje cegły, te co w kieszeniach poupychane? Że nie chciałabym się ich pozbyć. Najpierw to byłam z siebie dumna, że tak je polubiłam, nie ukrywałam i nie udawałam, że ich nie ma, że dzięki nim jestem mną. Ale też już nie wiem. Może lepiej byłoby z nich coś zbudować? Ale co? I jak? I po co?