Thu, 03 Stycznia 2013, 23:15:57
Wiem Marto. Daleko, poza zasięgiem. Kiedyś umierałam na te słowa. Przeczytałam gdzieś, że celem żałoby jest zerwanie więzi z dzieckiem. Bardzo brutalne słowa. Pomyślałam wtedy, że wyszło na moje, że muszę Piotrusia zapomnieć, odwrócić się, zamknąć okno, choć wszyscy mi powtarzali, że nigdy go nie zapomnę. Pomyślałam, że normalnie kłamali. Nie zrobiłam nic, żadnego gestu, ale przestałam już zdychać na myśl o zerwaniu więzi. Poddałam się. I o dziwo na dzień dzisiejszy, wyczuwam nić wiążącą mnie z Piotrkiem, jak taki kabel zakopany w ziemi. To co robię w życiu przykrywa go kolejnymi warstwami spraw, ale nie przerywa. I nawet ból się przydaje, bo wydobywa ten kabel na wierzch i czyni go bardziej aktualnym. Reasumując - może jest do dupy, ale jest stabilnie. Jest jak jest. Strasznie się czuję ubogo po tej żałobie złodziejce.
A może ta orbita się nie rozciąga, ale wspina jak spirala?
A może ta orbita się nie rozciąga, ale wspina jak spirala?