Thu, 01 Lipca 2010, 14:34:52
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Thu, 01 Lipca 2010, 14:38:21 przez JoannaAnna.)
Witajcie dziewczyny... witaj Haniu 
Jestem na tym forum od pewnego czasu. Straciłam trójkę dzieci. Pierwszemu i trzeciemu nadałam imiona. Leszek zmarł 17 marca 2009, później w lipcu 2009 roku zmarła nasza druga bezimienna Iskierka a nasze trzecie dziecko - Mikołaj - zmarło 4 marca 2010 roku.
Mam w domu dwa akty zgonu. Tylko dwa ponieważ naszą drugą z kolei Iskierkę straciliśmy w domu i nie decydowaliśmy się na zabieg.
Pierwsza strata - Lesia, była ogromną traumą, w szpitalu byliśmy intruzami, otarło się to nawet o \"wojnę\" z personelem i walkę o ludzkie traktowanie. O traktowanie utraconej ciąży jako utraconego DZIECKA. Kolejna strata Iskierki była równie ciężka mimo, że nie byłam w szpitalu tylko w domu. W trzeciej ciązy przyjmowałam leki ale także się nie udało i straciliśmy Mikołaja.
To taka trochę abstrakcja dla niektórych, że dzieci, które straciłam kolejno w 7,9 i 12 tc są dla mnie dziećmi a nie porażką fizjologiczną.
Często wyobrażam sobie jakby teraz wyglądały. Nie obliczam dat porodu. Nie chcę obliczać. Chcę pamiętać tylko o datach które się wydarzyły. Niestety nie pamiętam daty drugiej straty. Czuję się z tym podle. Wiem, że byłam w tak ciężkim stanie, że mogłam zapomnieć, wiem, ale mimo to bardzo mnie to boli, że nie pamiętam.
Wracając do historii Hani. Haniu, wiem, że zabrzmi to brzydko ale czytałam właśnie od poczatku do końca ten wątek. Kiedy natrafiłam na opis Twój i Twojego męża dotyczący porodu, pomyślałam, że ja bardzo chciałabym zobaczyć jak wyglądały moje dzieci.Kiedy tylko zobaczyłam, że pod jednym z Twoich postów jest zdjęcie Waszego maleństwa, natychmiast kliknęłam, żeby je zobaczyć. Bardzo chciałam, żeby jeszcze tam było to zdjęcie. Bardzo! To taka pociecha dla mnie. Skoro nie mogłam zobaczyć swojej dwójki to chociaż Twoje maleństwo chciałam zobaczyc i zapamiętać jego obraz.
Po trzecim poronieniu biegałam jak szalona do prosektorium, żeby móc zobaczyć moje dziecko w słoiku. Tak, w słoiku! Ale nikt mi nie otworzył drzwi. Trzy razy próbowałam, wydzwaniałam i odbijałam się od drzwi.
W pierwszej stracie zdaniem lekarzy nie było czego oglądać. W drugiej-kiedy poroniłam w domu - miałam swoje dziecko na dłoni. To był dopiero 9 tydzień ciązy ale ja wiedziałam, ze patrzę na moje dziecko a nie na skrzep - jak to potem sugerowali lekarze w rozmowie na ten temat. Było maleńkie, miało wielkość dużego winogrona. Widziałam zarys główki, oczy, tułowie i \"ogonek\". Ogonek chyba dlatego, że ciąża zatrzymała się tydzień wcześniej.
W trzeciej stracie jak juz napisałam, nie zobaczyłam Mikołaja bo prosektorium było wiecznie zamkniete.
Mój \"urok ciążowy\" polega na tym, że już od 6go tygodnia ciąży tak pulchnieje mi brzuch i macica, że zaczynam nosic ubrania ciążowe. W ostatniej ciąży w której dotrwaliśmy tylko do 12ego tygodnia, ja wyglądałam jakbym była w 5tym miesiacu ciąży.
Czytałam też Twoje posty dotyczace reakcji otoczenia na fakt, że Wasze dziecko umarło. Wiesz... ja do tej pory mam wrażenie, że NIKT NIGDY nie zrozumie co czułam ja, co czuł tata naszych maleństw. Zawsze mówiłam wszystkim o moich dzieciach i robię to nadal bo nie chcę, żeby ludzie myśleli \"ok, racja, stracili swoje dzieci ale... to już było i po co to wspominać\" tak jakby już tematu nie było.
A \"temat\" będzie zawsze, bo te dzieci były i żyły dla nas. Bardzo krótko ale żyły i nic tego nie zmieni.
Jedyną moją pamiątką po dwójce dzieci, których nie widziałam, są akty zgonu. Pamiętam jak odebraliśmy je z USC i mój ukochany powiedział \"cieszę się, że mamy w ręku ślad i dowód na istnienie naszych dzieci\". Wyjął mi te słowa z ust.
Jedyną moją pamiątką po bezimiennej Iskierce jest obraz, który zachowałam w głowie, kiedy poroniłam i trzymałam ją na dłoni.
Innych pamiątek nie mam. Z jednej strony cieszę się, że mam choć tyle. Z drugiej smutno mi, że tylko tyle.
Pisałaś także o swoich relacjach z mężem i o waszych \"burzach\". My także odreagowaliśmy na sobie ten ogromny ból. Ale miałam takie wrażenie, że nie możeby sie rozstać bo po pierwsze połączyła nas ogromna miłość, nagła, niespodziewana (do tej pory ludzie nie wierzą, że mogliśmy byc tak szaleni i podejmować baaaardzo szybkie decyzje od pierwszego dnia gdy sie poznaliśmy). Myślałam sobie też, ze skoro straciłam dzieci i miałabym stracić jego, to nie miałabym już nic.
I ostatnia kwestia. Jesteście z mężem głeboko wierzącymi chrześcijanami. Ja jestem ateistką. Ale nigdy nie brakowało mi tej wiary. Nawet nie umiem pomysleć \"moze dusza mojej mamy i brata fruwając, zetknęła się z duszami naszych dzieci\". Nie czuję, żeby brak wiary powodowal, że trudniej było mi pogodzić się z utratą naszych dzieci. Ba! Czasami myślę, że nawet pomógł. Nie wiem dlaczego ale tak myślę.
Nie mam rodziny ale gdybym ją miała i gdybym straciła dzieciątko w późniejszym czasie ciąży to bardzo chciałabym, zeby moja najbliższa rodzina i mojego ukochanego, zobaczyła nasze dziecko, żeby wbili sobie do głowy że było, że je widzieli, że nigdy nie zniknie pamięć o nim.
Tak sądzę, że pamięć należy się tak dziecku jak i jego rodzicom.
Rozpisałam się.
Napisz proszę jak teraz wyglada Wasze życie. Jak mała Hania? Jak zmienił się Wasz związek i życie?
Dzięki temu wątkowi czuję się jakoś związana z Wami, z waszą historią. Na zawsze już będę miała przed oczami twarz Waszego Piotrusia, dłonie Twojego męża i Twoją twarz. I to ciepło bijące z tego zdjęcia, z tej chwili, kiedy na moment mieliście go przy sobie. I zawsze będę miała w głowie to, że straciliście trójkę dzieci, tak jak my i każde z nich było wyjątkowe! Tak jak wyjątkowa jest Wasza Hania.
Pozdrawiam i bardzo ciepło ściskam Was !

Jestem na tym forum od pewnego czasu. Straciłam trójkę dzieci. Pierwszemu i trzeciemu nadałam imiona. Leszek zmarł 17 marca 2009, później w lipcu 2009 roku zmarła nasza druga bezimienna Iskierka a nasze trzecie dziecko - Mikołaj - zmarło 4 marca 2010 roku.
Mam w domu dwa akty zgonu. Tylko dwa ponieważ naszą drugą z kolei Iskierkę straciliśmy w domu i nie decydowaliśmy się na zabieg.
Pierwsza strata - Lesia, była ogromną traumą, w szpitalu byliśmy intruzami, otarło się to nawet o \"wojnę\" z personelem i walkę o ludzkie traktowanie. O traktowanie utraconej ciąży jako utraconego DZIECKA. Kolejna strata Iskierki była równie ciężka mimo, że nie byłam w szpitalu tylko w domu. W trzeciej ciązy przyjmowałam leki ale także się nie udało i straciliśmy Mikołaja.
To taka trochę abstrakcja dla niektórych, że dzieci, które straciłam kolejno w 7,9 i 12 tc są dla mnie dziećmi a nie porażką fizjologiczną.
Często wyobrażam sobie jakby teraz wyglądały. Nie obliczam dat porodu. Nie chcę obliczać. Chcę pamiętać tylko o datach które się wydarzyły. Niestety nie pamiętam daty drugiej straty. Czuję się z tym podle. Wiem, że byłam w tak ciężkim stanie, że mogłam zapomnieć, wiem, ale mimo to bardzo mnie to boli, że nie pamiętam.
Wracając do historii Hani. Haniu, wiem, że zabrzmi to brzydko ale czytałam właśnie od poczatku do końca ten wątek. Kiedy natrafiłam na opis Twój i Twojego męża dotyczący porodu, pomyślałam, że ja bardzo chciałabym zobaczyć jak wyglądały moje dzieci.Kiedy tylko zobaczyłam, że pod jednym z Twoich postów jest zdjęcie Waszego maleństwa, natychmiast kliknęłam, żeby je zobaczyć. Bardzo chciałam, żeby jeszcze tam było to zdjęcie. Bardzo! To taka pociecha dla mnie. Skoro nie mogłam zobaczyć swojej dwójki to chociaż Twoje maleństwo chciałam zobaczyc i zapamiętać jego obraz.
Po trzecim poronieniu biegałam jak szalona do prosektorium, żeby móc zobaczyć moje dziecko w słoiku. Tak, w słoiku! Ale nikt mi nie otworzył drzwi. Trzy razy próbowałam, wydzwaniałam i odbijałam się od drzwi.
W pierwszej stracie zdaniem lekarzy nie było czego oglądać. W drugiej-kiedy poroniłam w domu - miałam swoje dziecko na dłoni. To był dopiero 9 tydzień ciązy ale ja wiedziałam, ze patrzę na moje dziecko a nie na skrzep - jak to potem sugerowali lekarze w rozmowie na ten temat. Było maleńkie, miało wielkość dużego winogrona. Widziałam zarys główki, oczy, tułowie i \"ogonek\". Ogonek chyba dlatego, że ciąża zatrzymała się tydzień wcześniej.
W trzeciej stracie jak juz napisałam, nie zobaczyłam Mikołaja bo prosektorium było wiecznie zamkniete.
Mój \"urok ciążowy\" polega na tym, że już od 6go tygodnia ciąży tak pulchnieje mi brzuch i macica, że zaczynam nosic ubrania ciążowe. W ostatniej ciąży w której dotrwaliśmy tylko do 12ego tygodnia, ja wyglądałam jakbym była w 5tym miesiacu ciąży.
Czytałam też Twoje posty dotyczace reakcji otoczenia na fakt, że Wasze dziecko umarło. Wiesz... ja do tej pory mam wrażenie, że NIKT NIGDY nie zrozumie co czułam ja, co czuł tata naszych maleństw. Zawsze mówiłam wszystkim o moich dzieciach i robię to nadal bo nie chcę, żeby ludzie myśleli \"ok, racja, stracili swoje dzieci ale... to już było i po co to wspominać\" tak jakby już tematu nie było.
A \"temat\" będzie zawsze, bo te dzieci były i żyły dla nas. Bardzo krótko ale żyły i nic tego nie zmieni.
Jedyną moją pamiątką po dwójce dzieci, których nie widziałam, są akty zgonu. Pamiętam jak odebraliśmy je z USC i mój ukochany powiedział \"cieszę się, że mamy w ręku ślad i dowód na istnienie naszych dzieci\". Wyjął mi te słowa z ust.
Jedyną moją pamiątką po bezimiennej Iskierce jest obraz, który zachowałam w głowie, kiedy poroniłam i trzymałam ją na dłoni.
Innych pamiątek nie mam. Z jednej strony cieszę się, że mam choć tyle. Z drugiej smutno mi, że tylko tyle.
Pisałaś także o swoich relacjach z mężem i o waszych \"burzach\". My także odreagowaliśmy na sobie ten ogromny ból. Ale miałam takie wrażenie, że nie możeby sie rozstać bo po pierwsze połączyła nas ogromna miłość, nagła, niespodziewana (do tej pory ludzie nie wierzą, że mogliśmy byc tak szaleni i podejmować baaaardzo szybkie decyzje od pierwszego dnia gdy sie poznaliśmy). Myślałam sobie też, ze skoro straciłam dzieci i miałabym stracić jego, to nie miałabym już nic.
I ostatnia kwestia. Jesteście z mężem głeboko wierzącymi chrześcijanami. Ja jestem ateistką. Ale nigdy nie brakowało mi tej wiary. Nawet nie umiem pomysleć \"moze dusza mojej mamy i brata fruwając, zetknęła się z duszami naszych dzieci\". Nie czuję, żeby brak wiary powodowal, że trudniej było mi pogodzić się z utratą naszych dzieci. Ba! Czasami myślę, że nawet pomógł. Nie wiem dlaczego ale tak myślę.
Nie mam rodziny ale gdybym ją miała i gdybym straciła dzieciątko w późniejszym czasie ciąży to bardzo chciałabym, zeby moja najbliższa rodzina i mojego ukochanego, zobaczyła nasze dziecko, żeby wbili sobie do głowy że było, że je widzieli, że nigdy nie zniknie pamięć o nim.
Tak sądzę, że pamięć należy się tak dziecku jak i jego rodzicom.
Rozpisałam się.
Napisz proszę jak teraz wyglada Wasze życie. Jak mała Hania? Jak zmienił się Wasz związek i życie?
Dzięki temu wątkowi czuję się jakoś związana z Wami, z waszą historią. Na zawsze już będę miała przed oczami twarz Waszego Piotrusia, dłonie Twojego męża i Twoją twarz. I to ciepło bijące z tego zdjęcia, z tej chwili, kiedy na moment mieliście go przy sobie. I zawsze będę miała w głowie to, że straciliście trójkę dzieci, tak jak my i każde z nich było wyjątkowe! Tak jak wyjątkowa jest Wasza Hania.
Pozdrawiam i bardzo ciepło ściskam Was !