Sat, 09 Stycznia 2010, 09:56:48
Mario pięknie napisałaś o tym takcie.
Byłam wczoraj na grupie rodziców po stracie. Pomoc okazała się nieoczekiwana. Po kolejnej wypowiedzi o tym, jak przyjaciele przestali dzwonić po tragedii, jakich rad udzielali i czego oczekiwali, o tym, że kolejna osoba została zupełnie sama bez wsparcia, o tym jak jest wtedy. Doznałam olśnienia, że ja od choroby Piotrusia chodzę otulona puchem i po jego śmierci nic się nie zmieniło. Mówiono na grupie, że ktoś, kto nie doświadczył straty dziecka, nigdy nas nie zrozumie. Mnie nie dano tego odczuć. Ale że mam wrażliwe przyjaciółki nigdy nie wątpiłam. Podziwiam je, że nie zabrakło im odwagi. Potrzeba odwagi, żeby rozmawiać z osobą po stracie. Bo można powiedzieć coś nie tak (często jestem tak drażliwa, że odpowiedź a i b mnie złości, a c nie istnieje), ale przede wszystkim, żeby zrozumieć trzeba się odnieść do swoich strat, tych najbardziej bolesnych i niechcianych, może tylko wyobrażonych, ale tych najbardziej bolesnych. My je mamy na co dzień przed oczami, a ludzie z zewnątrz muszą się zgodzić doświadczyć tego bólu.
Jestem też bardzo wdzięczna Wam, moim wirtualnym przyjaciółkom. Potraficie się tak głęboko przejąć śmiercią Piotrusia, którego nie znałyście. Choć to też otwiera Wasze rany. I potraficie powiedzieć coś, co pomaga, gdy wydaje się, że nie można nic takiego znaleźć.
I mojemu mężowi, z którym jak się kłócę, to chcę się rozwieść. Ale i tak wiem, że jest wyjątkowy, empatyczny i wyrozumiały ponad moje wyobrażenie. Że znajdzie czas i właściwe słowa. Że rozumie mnie do tego stopnia, żeby wytłumaczyć mi w jakim punkcie się znajduję, kiedy mnie chaos zalewa. Że umie mnie rozśmieszyć. Że mnie kocha, tak do końca.
A jeszcze Justyna, Hania, o. Hieronim... Takie przyjaźnie jak perły znalezione w popiele. Nigdy nie znajdę właściwych słów wdzięczności. I takie ciche obecności jak mojej córeczki. Osobliwie cicha.
Dziękuję Wam.
Mario a po czym można poznać koniec żałoby? Jak wtedy jest?
Byłam wczoraj na grupie rodziców po stracie. Pomoc okazała się nieoczekiwana. Po kolejnej wypowiedzi o tym, jak przyjaciele przestali dzwonić po tragedii, jakich rad udzielali i czego oczekiwali, o tym, że kolejna osoba została zupełnie sama bez wsparcia, o tym jak jest wtedy. Doznałam olśnienia, że ja od choroby Piotrusia chodzę otulona puchem i po jego śmierci nic się nie zmieniło. Mówiono na grupie, że ktoś, kto nie doświadczył straty dziecka, nigdy nas nie zrozumie. Mnie nie dano tego odczuć. Ale że mam wrażliwe przyjaciółki nigdy nie wątpiłam. Podziwiam je, że nie zabrakło im odwagi. Potrzeba odwagi, żeby rozmawiać z osobą po stracie. Bo można powiedzieć coś nie tak (często jestem tak drażliwa, że odpowiedź a i b mnie złości, a c nie istnieje), ale przede wszystkim, żeby zrozumieć trzeba się odnieść do swoich strat, tych najbardziej bolesnych i niechcianych, może tylko wyobrażonych, ale tych najbardziej bolesnych. My je mamy na co dzień przed oczami, a ludzie z zewnątrz muszą się zgodzić doświadczyć tego bólu.
Jestem też bardzo wdzięczna Wam, moim wirtualnym przyjaciółkom. Potraficie się tak głęboko przejąć śmiercią Piotrusia, którego nie znałyście. Choć to też otwiera Wasze rany. I potraficie powiedzieć coś, co pomaga, gdy wydaje się, że nie można nic takiego znaleźć.
I mojemu mężowi, z którym jak się kłócę, to chcę się rozwieść. Ale i tak wiem, że jest wyjątkowy, empatyczny i wyrozumiały ponad moje wyobrażenie. Że znajdzie czas i właściwe słowa. Że rozumie mnie do tego stopnia, żeby wytłumaczyć mi w jakim punkcie się znajduję, kiedy mnie chaos zalewa. Że umie mnie rozśmieszyć. Że mnie kocha, tak do końca.
A jeszcze Justyna, Hania, o. Hieronim... Takie przyjaźnie jak perły znalezione w popiele. Nigdy nie znajdę właściwych słów wdzięczności. I takie ciche obecności jak mojej córeczki. Osobliwie cicha.
Dziękuję Wam.
Mario a po czym można poznać koniec żałoby? Jak wtedy jest?