Thu, 17 Grudnia 2009, 00:51:40
Hanko, nie wiem, czy to krok wstecz. Na nieszczęście \"nie ma recept na szczęście\". Może lekkie wyhamowanie jest zdrowsze, niż udawanie, że jest się małym czołgiem? Ostatecznie to nie jest część mojej natury -więc jakby nie patrzeć też jest zachowaniem wymuszonym. nie wiem, na jak długo to zadziała. Potrafię tylko tak zero-jedynkowo : albo \"ucieczka do przodu\", albo zwijanie się w kąciku. To też fatalne. Emocjonalnie czuję się jak nastolatka (w tym najbardziej negatywny znaczeniu).
Z drugiej strony może czasem warto (chociaż na chwilę) tak zupełnie zmienić kierunek?
Wracając na moment do facetów: zapytałam męża, dlaczego boli ich to inaczej? Powiedział, że... \"to kwestia obecności macic-nie czujemy tego co wy...\". Nie wkurzajcie się-nie było w tym szowinizmu (nie więcej niż w moich szowinistycznych poglądach
) Większość ich uczuć, (w kwestii ciąży np.) to uczucia odbite - jeżeli założymy, że emocjami w dużym stopniu rządzi chemia, to u nich jest to chemia wtórna. Jeżeli jakiś emocji nie rozumieją (bo sygnały są obce, nowe i złe) to łatwiej byłoby przeczekać gdzieś, gdzie świat jest zrozumiały. Zaznaczam, że to teoria prywatna i nie mam zamiaru generalizować. ( i znowu czuję się jak nastolatka- ostatnio takie problemy to miałam 15 lat temu...)
Ale na potrzebę swojej nowej teorii wypracowuję też nową postawę: jasno (i o ile się da bez płaczu ) nazywać uczucia i formułować potrzeby. Przynajmniej wobec męża. Nie ma szans-mój się sam nie domyśli. Nawet jak się stara
A z tymi górami... mi to się Bieszczady marzą....
Z drugiej strony może czasem warto (chociaż na chwilę) tak zupełnie zmienić kierunek?
Wracając na moment do facetów: zapytałam męża, dlaczego boli ich to inaczej? Powiedział, że... \"to kwestia obecności macic-nie czujemy tego co wy...\". Nie wkurzajcie się-nie było w tym szowinizmu (nie więcej niż w moich szowinistycznych poglądach

Ale na potrzebę swojej nowej teorii wypracowuję też nową postawę: jasno (i o ile się da bez płaczu ) nazywać uczucia i formułować potrzeby. Przynajmniej wobec męża. Nie ma szans-mój się sam nie domyśli. Nawet jak się stara

A z tymi górami... mi to się Bieszczady marzą....