Thu, 03 Grudnia 2009, 16:05:02
Zośka dziękuję.
Mario wczoraj się popłakałam, bo zobaczyłam przez okno samochodu jak pani pcha wózek inwalidzki. Pan na wózku bardzo mi przypominał mojego tatę w chorobie. Aż mną targnęło taki był wychudzony i bezradny. Za dużo mam tych delikatnych macek. Co chwila coś mnie uraża.
Również wczoraj Hani kolega z przedszkola poinformował mnie, że jego mama (nasza bliska sąsiadka) \"rodzi\". Chodziło mu o to, że jest w ciąży. Termin majowy. No taka zazdrość mnie skręciła, że nie mogłam opanować łez w domu. Teraz wiem dlaczego dawno się nie odzywała. Bardzo lubię tę dziewczynę, spędziliśmy miło część urlopu razem. Wykazała się wielką mądrością w sprawie Piotrusia. Przypadkiem była pierwszą osobą, której powiedziałam o diagnozie 11.05., bo zajmowała się Hanią, kiedy my byliśmy u lekarza. Gdy odbierałam Hanię to się rozryczałam. Ona była bardzo ciepła i współczująca i nie przestraszyła się. W mojej klatce jest druga dziewczyna w ciąży. Będę miała udaną wiosnę jak się te dzieci porodzą i zaczną spacerować.
A z mężem to dla mnie jest dość czytelne. On naprawdę jest przemęczony i zestresowany. On też potrzebuje uwagi i bycia najważniejszym. Czasami nasze \"zajmij się mną\" się zderzają. Wkrótce potem się pogodziliśmy. Co nie znaczy, że nie zderzymy się znowu. Trudno tu o jakieś długofalowe rozwiązanie.
Małgosiu masz rację, że jestem skazana na niepowodzenie w żałobie. Ale wolałabym być z siebie zadowolona. Pewnie nieakceptacja siebie jest też wpisana w żałobę. Te wszystkie poczucia winy, poczucie przegranej, bycie gorszym - jak na to nakłada się jeszcze bieżące niewyrabianie się, to już nic się nie chce.
Jasia ściskam.
Mario wczoraj się popłakałam, bo zobaczyłam przez okno samochodu jak pani pcha wózek inwalidzki. Pan na wózku bardzo mi przypominał mojego tatę w chorobie. Aż mną targnęło taki był wychudzony i bezradny. Za dużo mam tych delikatnych macek. Co chwila coś mnie uraża.
Również wczoraj Hani kolega z przedszkola poinformował mnie, że jego mama (nasza bliska sąsiadka) \"rodzi\". Chodziło mu o to, że jest w ciąży. Termin majowy. No taka zazdrość mnie skręciła, że nie mogłam opanować łez w domu. Teraz wiem dlaczego dawno się nie odzywała. Bardzo lubię tę dziewczynę, spędziliśmy miło część urlopu razem. Wykazała się wielką mądrością w sprawie Piotrusia. Przypadkiem była pierwszą osobą, której powiedziałam o diagnozie 11.05., bo zajmowała się Hanią, kiedy my byliśmy u lekarza. Gdy odbierałam Hanię to się rozryczałam. Ona była bardzo ciepła i współczująca i nie przestraszyła się. W mojej klatce jest druga dziewczyna w ciąży. Będę miała udaną wiosnę jak się te dzieci porodzą i zaczną spacerować.
A z mężem to dla mnie jest dość czytelne. On naprawdę jest przemęczony i zestresowany. On też potrzebuje uwagi i bycia najważniejszym. Czasami nasze \"zajmij się mną\" się zderzają. Wkrótce potem się pogodziliśmy. Co nie znaczy, że nie zderzymy się znowu. Trudno tu o jakieś długofalowe rozwiązanie.
Małgosiu masz rację, że jestem skazana na niepowodzenie w żałobie. Ale wolałabym być z siebie zadowolona. Pewnie nieakceptacja siebie jest też wpisana w żałobę. Te wszystkie poczucia winy, poczucie przegranej, bycie gorszym - jak na to nakłada się jeszcze bieżące niewyrabianie się, to już nic się nie chce.
Jasia ściskam.