Thu, 15 Października 2009, 14:40:34
Dzięki, bardzo mi pomogłyście. O tyle, że nie wściekam się na siebie za swoje dziwne reakcje. Choć nadal nie wiem jak sobie radzić, gdy ktoś ma dobre intencje i trafia kulą w płot. Rano zadzwoniła koleżanka z propozycją, żebym wybrała się na babskie spotkanie z wizażystką w sobotę. Dla mnie to był jakiś telefon z przeszłości, zupełnie nieaktualny. Podziękowałam grzecznie. Potem sobie to zaczęłam wizualizować i oczywiście się zapiekłam i zryczałam. Oczywiście nikt nie musi wiedzieć co ja czuję. I sama na jej miejscu też bym zadzwoniła w imię zasady, że dorośli decydują o sobie. Tylko, że zobaczyłam jaka dzieli mnie przepaść od przyjaciół, którzy dotąd byli blisko. I, że może nie powinnam liczyć na zrozumienie. Patrzenie na beztroskie rozrywki wywołuje we mnie zwierzęcą zazdrość, życie toczące się dalej wywołuje poczucie krzywdy i izolacji. A tu taka propozycja z rana.
Byłam u Piotrusia. Na cmentarzu zima. Na grobie stoi zdjęcia Piotrusia w ramce, obok latarenka. Wszystko w śniegu. Zamokły mi zapałki i nie mogłam zapalić tej latarenki. Wpadłam w panikę, że jak zostawię tak Piotrusia to zmarznie. Udało się pożyczyć zapalniczkę od grabarzy. Poużalałam się chwilę nad sobą, a potem spłynęła na mnie taka myśl, że Piotruś może być kiedyś dla mnie źródłem siły, a nie bezradności i kruchości jak teraz. Że może już nigdy nie będę sama. Niestety takie stany u mnie mijają i nie przywiązuje się do nich.
PS. Pytanie praktyczne: płakałyście częściej samotnie, czy przy kimś. Ja z jednej strony wolę płakać do męża,ale z drugiej strony czuję się bardziej zależna, niesamodzielna i obawiam sie, że go przeciążam.
Byłam u Piotrusia. Na cmentarzu zima. Na grobie stoi zdjęcia Piotrusia w ramce, obok latarenka. Wszystko w śniegu. Zamokły mi zapałki i nie mogłam zapalić tej latarenki. Wpadłam w panikę, że jak zostawię tak Piotrusia to zmarznie. Udało się pożyczyć zapalniczkę od grabarzy. Poużalałam się chwilę nad sobą, a potem spłynęła na mnie taka myśl, że Piotruś może być kiedyś dla mnie źródłem siły, a nie bezradności i kruchości jak teraz. Że może już nigdy nie będę sama. Niestety takie stany u mnie mijają i nie przywiązuje się do nich.
PS. Pytanie praktyczne: płakałyście częściej samotnie, czy przy kimś. Ja z jednej strony wolę płakać do męża,ale z drugiej strony czuję się bardziej zależna, niesamodzielna i obawiam sie, że go przeciążam.