Wed, 07 Października 2009, 11:57:47
Dziękuję.
To ja. Już na drugim brzegu. Nie chciałam tu dopłynąć i nie chcę tu być. Ale rzeczywiście przeprawa przez tą rwącą rzekę była jakaś święta. Leszek nie napisał, że siostra Ula, płakała, gdy myła Piotrusia. Nikt z zajmującego się nami zespołu nie był przypadkowy. Lekarz przed operacją negocjował z anestezjologiem przesunięcie barierki od mojej twarzy, tak, żeby wygodnie położyć dziecko na mnie. Najlepiej pamiętam chwilę, gdy zobaczyłam pierwszy raz buzię Piotrusia. Nie oddychał. Ta cisza, kiedy nie ma płaczu po wyjęciu dziecka, nikt tej ciszy nie zakłócał - jakbyśmy uczestniczyli w sacrum. Nie zdołam wyrazić wdzięczności.
Jestem też wdzięczna za cierpliwość pani Hani oddziałowej, która wpuszczała mnie do Piotrusia, na każdą prośbę. Dzięki niej prawie codziennie ( oprócz weekendu) od czwartku do wtorku mogłam go zobaczyć i tulić.
Bardzo dziękuję dziewczynom ze Stowarzyszenia (Moniko, Justyno), za Wasz udział w stworzeniu takiego szpitala, który wspomina się jak świątynię. Każda Wasza prezentacja w szpitalach ma ogromny sens. Myślę, że dzięki Waszej pracy można przeżyć śmierć jako straszną, ale naturalną część życia. Dopiero złe traktowanie, czyni wszystko nienaturalnym, wstydliwym, czarnym, ukrywanym, powikłanym.
Moim cierpieniem jest tęsknota. Są chwile, że nie mogę już płakać. Chcę tylko siedzieć z pieluszką Piotrusia i bujać się jak dziecko w sierocińcu. Gdy dopada rozpacz, bolą mnie ramiona od braku Piotrusia. Wydaje się, że to nigdy nie minie, bo jedyne co może pomóc, to, że on wróci. Gdy do tego bólu dodać, poniżenie, odarcie matki i dziecka z godności - to musi być piekło. Mnie tego piekła oszczędzono, ale to nie szczęśliwy przypadek tylko przemyślany wysiłek grona osób. Bardzo wszystkim jesteśmy wdzięczni.
Wczoraj był pogrzeb Piotrusia. To też taki rwący strumień do pokonania. Bałam się rozstania. Spałam może ze dwie godziny tamtej nocy. Dalej boli wspomnienie wszystkich rzeczy ostatnich: ostatnie słowa, ostatnie przytulenie, ostatni widok jego buzi, ostatnie dotknięcie trumny i koniec. Ale wiem, że pogrzeb miał wspaniały. A nam zostały słowa z kazania, że prawdopodobnie Piotruś będzie myślał, że na ziemi jest tylko miłość, bo tylko tego doświadczył.
Pochwalę się Wam moim synkiem, bo był śliczny. Justyna zrobiła nam piękne zdjęcia. Noszę sobie Piotrusia w ramce z pokoju do sypialni i z powrotem.
Oto on. Piotruś
To ja. Już na drugim brzegu. Nie chciałam tu dopłynąć i nie chcę tu być. Ale rzeczywiście przeprawa przez tą rwącą rzekę była jakaś święta. Leszek nie napisał, że siostra Ula, płakała, gdy myła Piotrusia. Nikt z zajmującego się nami zespołu nie był przypadkowy. Lekarz przed operacją negocjował z anestezjologiem przesunięcie barierki od mojej twarzy, tak, żeby wygodnie położyć dziecko na mnie. Najlepiej pamiętam chwilę, gdy zobaczyłam pierwszy raz buzię Piotrusia. Nie oddychał. Ta cisza, kiedy nie ma płaczu po wyjęciu dziecka, nikt tej ciszy nie zakłócał - jakbyśmy uczestniczyli w sacrum. Nie zdołam wyrazić wdzięczności.
Jestem też wdzięczna za cierpliwość pani Hani oddziałowej, która wpuszczała mnie do Piotrusia, na każdą prośbę. Dzięki niej prawie codziennie ( oprócz weekendu) od czwartku do wtorku mogłam go zobaczyć i tulić.
Bardzo dziękuję dziewczynom ze Stowarzyszenia (Moniko, Justyno), za Wasz udział w stworzeniu takiego szpitala, który wspomina się jak świątynię. Każda Wasza prezentacja w szpitalach ma ogromny sens. Myślę, że dzięki Waszej pracy można przeżyć śmierć jako straszną, ale naturalną część życia. Dopiero złe traktowanie, czyni wszystko nienaturalnym, wstydliwym, czarnym, ukrywanym, powikłanym.
Moim cierpieniem jest tęsknota. Są chwile, że nie mogę już płakać. Chcę tylko siedzieć z pieluszką Piotrusia i bujać się jak dziecko w sierocińcu. Gdy dopada rozpacz, bolą mnie ramiona od braku Piotrusia. Wydaje się, że to nigdy nie minie, bo jedyne co może pomóc, to, że on wróci. Gdy do tego bólu dodać, poniżenie, odarcie matki i dziecka z godności - to musi być piekło. Mnie tego piekła oszczędzono, ale to nie szczęśliwy przypadek tylko przemyślany wysiłek grona osób. Bardzo wszystkim jesteśmy wdzięczni.
Wczoraj był pogrzeb Piotrusia. To też taki rwący strumień do pokonania. Bałam się rozstania. Spałam może ze dwie godziny tamtej nocy. Dalej boli wspomnienie wszystkich rzeczy ostatnich: ostatnie słowa, ostatnie przytulenie, ostatni widok jego buzi, ostatnie dotknięcie trumny i koniec. Ale wiem, że pogrzeb miał wspaniały. A nam zostały słowa z kazania, że prawdopodobnie Piotruś będzie myślał, że na ziemi jest tylko miłość, bo tylko tego doświadczył.
Pochwalę się Wam moim synkiem, bo był śliczny. Justyna zrobiła nam piękne zdjęcia. Noszę sobie Piotrusia w ramce z pokoju do sypialni i z powrotem.
Oto on. Piotruś