Mon, 05 Października 2009, 23:40:09
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Mon, 05 Października 2009, 23:44:25 przez HANKA.)
Dziękuję
Nie mam siły relacjonować, ale zrobił to mój mąż gdzie indziej. Pozwolił mi przekopiować tutaj:
\"We wtorek poszliśmy na konsultację u prof. Chazana - dyrektora szpitala na Madalińskiego. Współczucie, zrozumienie naszych lęków, podejście do Piotrusia, Ani i mnie było pełne szacunku.
Jakże się to różniło od tego z Karowej (skoro Piotruś nie ma szans jedynym kryterium jest \"dobro\" matki - jedynym wyrokującym o dobru matki - Wielki Pan Profesor).
W nocy z wtorku na środę Ania po raz ostatni czuła ruchy Piotrusia. Mimo swojej ciężkiej choroby Piotruś był zawsze ruchliwy, skłonny do zabaw w szturchanki i odkopywanki. Przez długie miesiące nie pozwolił Ani lękać się czy żyje.
Następnego dnia (środa 30 września) poszliśmy na badania. USG i ginekologiczne. Przez cały czas towarzyszył nam profesor. Okazało się na USG, że stan Piotrusia dramatycznie się pogorszył. Serce biło ale już bardzo nieregularnie. Pojawiły się liczne obrzęki - płyn w brzuszku i płucach. Profesor wziął na siebie decyzję o CC następnego dnia rano. Jak się okazało opatrznościowo.
Pokazał nam miejsca, w których będziemy jutro. Salę operacyjną, salę porodową (która specjalnie dla nas wyłączył tego dnia z grafiku porodów).
Wieczorem zawieźliśmy Hanię do babci i spędziliśmy smutny wieczór - ostatni nasz wieczór z Piotrusiem pod sercem u Ani. Długo rozmawialiśmy, wybraliśmy ubranko. Spaliśmy krótko i niespokojnie.
Rano we czwartek 1 października jadąc do Warszawy razem zmówiliśmy Różaniec. Od tej chwili bardzo się uspokoiłem i paradoksalnie w głowie miałem jedną myśl - \"wszystko będzie w porządku\".
W szpitalu na izbie przyjęć powitał Anię młody lekarz - \"jestem doktor Klimas i będę Panią operował\".
Tuż przed samą operacją sprawdziliśmy tętno - serce Piotrusia jeszcze biło.
Operacja przeszła bardzo sprawnie. Ania była pod świetną opieką anestezjologiczną.
Serce Piotrusia - które wytrzymało długie 39 tygodni mimo, że dawano mu szanse jedynie na 30 tygodni - zatrzymało się w momencie przecięcia pępowiny. Piotruś nie podjął oddechu.
Przez pół roku najbardziej lękaliśmy się tej chwili, a ona przyszła cicha i spokojna. Smutna ale bez rozpaczy.
Od razu podano mi Piotrusia, a ja przyniosłem Go Ani. Zanim ustały funkcje życiowe ochrzciłem naszego Syna. Piotruś umarł jako chrześcijanin.
Na sali porodowej wspaniała położna - siostra Ula umyła Piotrusia i razem Go ubraliśmy. Nasz mały chłopiec ( wcale nie mały 4058g 55cm - operatorzy powiedzieli , że przy budowie Ani naturalnie by się nie urodził) jest śliczny. Kształtna buzia, piękne usteczka (jak u Hani), długie stópki, aksamitna skórka na buzi, jasne włoski z delikatnym złotym odcieniem (po kim u licha ja mam rude dzieci?).
Nie mogliśmy przestać tulić jego kochanego, małego, wciąż ciepłego ciałka. Płakaliśmy i śmialiśmy się odnajdując w jego zafrasowanej mince podobieństwo do nas i Hani. Mówiliśmy Mu jak bardzo Go kochamy, jak na Niego czekaliśmy i że na zawsze już będziemy rodziną.
Zaprzyjaźniony Dominikanin odmówił z nami modlitwę, w której przedkładaliśmy Panu Bogu nasz smutek, ból i rozczarowanie. Ale i wdzięczność za nowego Świętego.
Poprosiliśmy o przyjazd nasze mamy i Hanię. Hani kontakt z bratem był dobry i naturalny. Z początku nie miała świadomości, że nie żyje. Ale kiedy jej to powiedziałem przyjęła to jak najzwyklejszy fakt i nadal tuliła Go na kolanach, głaszcząc i całując Jego główkę. Justyna zrobiła zdjęcia, które są dla nas teraz największą pociechą.
Rodzicom przysługują w/g polskiego prawa 2 godziny ze zmarłym. My dostaliśmy z Piotrusiem 3 i pół. Przed pożegnaniem namaściłem ciało Piotrusia olejkami z Ziemi Świętej - takimi samymi jakimi namaszczano ciało Jezusa.
Potem owinięto ciało Piotrusia w całun i w towarzystwie kochanej Pani Hani Kulczyckiej (która wprowadza niespotykane w innych szpitalach standardy poszanowania dla ciał zmarłych dzieci) zaniosłem Piotrusia do pokoju pożegnań i chłodni.
Przez ostatnie dni mogliśmy Go jeszcze odwiedzić dwa razy - Ania w piątek i razem dziś. Pięknie wygląda. Ściągnięte brwi wygładziły się. Buzię ma taka spokojną.
Ani strasznie ciężko. Jest wspaniałą, mądrą osobą, która ciężko pracowała przez ostatnie pół roku by sobie i Piotrusiowi pomóc. Żal jednak raz po raz wylewa się ponad miarę. Bardzo tęskni za swoim małym synkiem. Dużo rozmawiamy. Doceniamy jak jesteśmy dla siebie ważni. Jak nawzajem prowadzimy się przez tę cienistą dolinę.
Ratuje nas tez i śmieszy zdrowy rozsadek Hani, która widząc łzy mamy mówi
-Mamo, czy ty aby nie zapomniałaś, że ja jeszcze żyję?
Jutro pogrzeb. Musimy zabrać ciałko Piotrusia ze szpitala. Utulić ostatni raz i złożyć do naszego nowego rodzinnego grobu.
Nigdy nie lubiłem określenia, że \"ciało jest świątynią duszy\". Teraz to zrozumiałem. Ta świątynia jest teraz pusta, ale należy się jej najwyższy szacunek.
Piotruś jako mały chłopiec umarł. Na tym świecie już się nie spotkamy.
Wylejemy za Nim jeszcze wiele łez.
Do zobaczenia Piotrze. Mama i Tata.\"
Potem spróbuję napisać coś od siebie. Jeszcze raz dziękuję Wam.
Nie mam siły relacjonować, ale zrobił to mój mąż gdzie indziej. Pozwolił mi przekopiować tutaj:
\"We wtorek poszliśmy na konsultację u prof. Chazana - dyrektora szpitala na Madalińskiego. Współczucie, zrozumienie naszych lęków, podejście do Piotrusia, Ani i mnie było pełne szacunku.
Jakże się to różniło od tego z Karowej (skoro Piotruś nie ma szans jedynym kryterium jest \"dobro\" matki - jedynym wyrokującym o dobru matki - Wielki Pan Profesor).
W nocy z wtorku na środę Ania po raz ostatni czuła ruchy Piotrusia. Mimo swojej ciężkiej choroby Piotruś był zawsze ruchliwy, skłonny do zabaw w szturchanki i odkopywanki. Przez długie miesiące nie pozwolił Ani lękać się czy żyje.
Następnego dnia (środa 30 września) poszliśmy na badania. USG i ginekologiczne. Przez cały czas towarzyszył nam profesor. Okazało się na USG, że stan Piotrusia dramatycznie się pogorszył. Serce biło ale już bardzo nieregularnie. Pojawiły się liczne obrzęki - płyn w brzuszku i płucach. Profesor wziął na siebie decyzję o CC następnego dnia rano. Jak się okazało opatrznościowo.
Pokazał nam miejsca, w których będziemy jutro. Salę operacyjną, salę porodową (która specjalnie dla nas wyłączył tego dnia z grafiku porodów).
Wieczorem zawieźliśmy Hanię do babci i spędziliśmy smutny wieczór - ostatni nasz wieczór z Piotrusiem pod sercem u Ani. Długo rozmawialiśmy, wybraliśmy ubranko. Spaliśmy krótko i niespokojnie.
Rano we czwartek 1 października jadąc do Warszawy razem zmówiliśmy Różaniec. Od tej chwili bardzo się uspokoiłem i paradoksalnie w głowie miałem jedną myśl - \"wszystko będzie w porządku\".
W szpitalu na izbie przyjęć powitał Anię młody lekarz - \"jestem doktor Klimas i będę Panią operował\".
Tuż przed samą operacją sprawdziliśmy tętno - serce Piotrusia jeszcze biło.
Operacja przeszła bardzo sprawnie. Ania była pod świetną opieką anestezjologiczną.
Serce Piotrusia - które wytrzymało długie 39 tygodni mimo, że dawano mu szanse jedynie na 30 tygodni - zatrzymało się w momencie przecięcia pępowiny. Piotruś nie podjął oddechu.
Przez pół roku najbardziej lękaliśmy się tej chwili, a ona przyszła cicha i spokojna. Smutna ale bez rozpaczy.
Od razu podano mi Piotrusia, a ja przyniosłem Go Ani. Zanim ustały funkcje życiowe ochrzciłem naszego Syna. Piotruś umarł jako chrześcijanin.
Na sali porodowej wspaniała położna - siostra Ula umyła Piotrusia i razem Go ubraliśmy. Nasz mały chłopiec ( wcale nie mały 4058g 55cm - operatorzy powiedzieli , że przy budowie Ani naturalnie by się nie urodził) jest śliczny. Kształtna buzia, piękne usteczka (jak u Hani), długie stópki, aksamitna skórka na buzi, jasne włoski z delikatnym złotym odcieniem (po kim u licha ja mam rude dzieci?).
Nie mogliśmy przestać tulić jego kochanego, małego, wciąż ciepłego ciałka. Płakaliśmy i śmialiśmy się odnajdując w jego zafrasowanej mince podobieństwo do nas i Hani. Mówiliśmy Mu jak bardzo Go kochamy, jak na Niego czekaliśmy i że na zawsze już będziemy rodziną.
Zaprzyjaźniony Dominikanin odmówił z nami modlitwę, w której przedkładaliśmy Panu Bogu nasz smutek, ból i rozczarowanie. Ale i wdzięczność za nowego Świętego.
Poprosiliśmy o przyjazd nasze mamy i Hanię. Hani kontakt z bratem był dobry i naturalny. Z początku nie miała świadomości, że nie żyje. Ale kiedy jej to powiedziałem przyjęła to jak najzwyklejszy fakt i nadal tuliła Go na kolanach, głaszcząc i całując Jego główkę. Justyna zrobiła zdjęcia, które są dla nas teraz największą pociechą.
Rodzicom przysługują w/g polskiego prawa 2 godziny ze zmarłym. My dostaliśmy z Piotrusiem 3 i pół. Przed pożegnaniem namaściłem ciało Piotrusia olejkami z Ziemi Świętej - takimi samymi jakimi namaszczano ciało Jezusa.
Potem owinięto ciało Piotrusia w całun i w towarzystwie kochanej Pani Hani Kulczyckiej (która wprowadza niespotykane w innych szpitalach standardy poszanowania dla ciał zmarłych dzieci) zaniosłem Piotrusia do pokoju pożegnań i chłodni.
Przez ostatnie dni mogliśmy Go jeszcze odwiedzić dwa razy - Ania w piątek i razem dziś. Pięknie wygląda. Ściągnięte brwi wygładziły się. Buzię ma taka spokojną.
Ani strasznie ciężko. Jest wspaniałą, mądrą osobą, która ciężko pracowała przez ostatnie pół roku by sobie i Piotrusiowi pomóc. Żal jednak raz po raz wylewa się ponad miarę. Bardzo tęskni za swoim małym synkiem. Dużo rozmawiamy. Doceniamy jak jesteśmy dla siebie ważni. Jak nawzajem prowadzimy się przez tę cienistą dolinę.
Ratuje nas tez i śmieszy zdrowy rozsadek Hani, która widząc łzy mamy mówi
-Mamo, czy ty aby nie zapomniałaś, że ja jeszcze żyję?
Jutro pogrzeb. Musimy zabrać ciałko Piotrusia ze szpitala. Utulić ostatni raz i złożyć do naszego nowego rodzinnego grobu.
Nigdy nie lubiłem określenia, że \"ciało jest świątynią duszy\". Teraz to zrozumiałem. Ta świątynia jest teraz pusta, ale należy się jej najwyższy szacunek.
Piotruś jako mały chłopiec umarł. Na tym świecie już się nie spotkamy.
Wylejemy za Nim jeszcze wiele łez.
Do zobaczenia Piotrze. Mama i Tata.\"
Potem spróbuję napisać coś od siebie. Jeszcze raz dziękuję Wam.