Jesienią ubiegłego roku złożyłem w sądzie rejonowym wniosek o ustalenie treści aktu urodzenia.
Szpital nie wpisał płci do pisemnego zgłoszenia urodzenia, nie chciał wpisać płci "z odczucia matki" oraz nie chciał wykonać badania genetycznego ustalającego płeć dziecka.
Dziś odbyło się pierwsze posiedzenie jawne w tej sprawie.
Wezwany na świadka lekarz, który wypełniał pisemne zgłoszenie i nie wpisał do niego płci, nie stawił się na wezwanie Sądu.
Sąd zadał mi kilka pytań, aby mieć pełną jasność, o co tak właściwie chodzi i na czym polega problem.
Więc wyjaśniłem, że niektóre szpitale wpisują do pisemnego zgłoszenia płeć "z odczucia matki" i nie ma wtedy najmniejszego problemu z wydaniem aktu urodzenia. Oświadczyłem, że szpital, w którym poroniła żona, znany jest z tego, że w takich sytuacjach po prostu odmawia wpisywani płci, więc my jako rodzice mieliśmy pecha, że akurat trafiliśmy na ten szpital. Sąd zaprotokołował nawet to zadanie, że "mieliśmy pecha trafiając na ten szpital".
Wyjaśniłem, że szpital odmówił ustalenia płci dziecka twierdząc, że płeć jest niemożliwa do ustalenia, co jest oczywistą nieprawdą, ponieważ szpital nie wie, czy płeć nie jest możliwa do ustalenia dopóki tego nie sprawdzi - a nie sprawdził, bo nie wykonał badania genetycznego.
Oświadczyłem, że w mojej ocenie informację o płci ma pozyskać szpital, ponieważ to szpital jest zobowiązany do wpisania płci do pisemnego zgłoszenia urodzenia, więc tłumaczenie się kosztami nie ma tu nic do rzeczy. Gdyby do mnie należało wpisanie płci do tego dokumentu i uważałbym, że potrzebuję badania, żeby tą płeć oznaczyć, to zapłaciłbym za to badanie.
Poinformowałem również Sąd o tym, że nigdy nie ma pewności co do wyniku badania genetycznego - czasem płci po prostu nie można ustalić bo wynik badania jest niejednoznaczny. Wyjaśniłem również, że największe szanse na uzyskanie pozytywnego wyniku badania płci
są wtedy, gdy to badanie wykonuje się w pierwszych kilku godzinach po poronieniu, na świeżym materiale. Więc szpital nie wykonując tego badania od razu po poronieniu sam na własne życzenie pozbawia się możliwości ustalenia płci dziecka i twierdzi, że płci nie można ustalić, co jest absurdalne.
Sędzia dopytywała mnie, czy jestem pewny, że w niektórych szpitalach wpisuje się płeć "z uprawdopodobnienia". Potwierdziłem, że wg mojej wiedzy niektóre szpitale tak robią.
Zostałem też zapytany (jestem pełnomocnikiem żony, więc ona nie bierze w tym udziału osobiście), czy żona miała odczucie, że dziecko było płci męskiej (wnioskuję o wpisanie płci męskiej do aktu urodzenia) oraz czy wspólnie wybraliśmy imię dla dziecka, o które wnioskuję.
Oczywiście potwierdziłem, że żona czuła, że to syn i że wspólnie wybraliśmy imię. Zostało to zaprotokołowane.
Sędzia zapytała, czy chcę ustalenia płci dziecka. Odpowiedziałem, że nie chcę (nie chcemy) jeśli z naturalnych przyczyn ta płeć jest niemożliwa do poznania w naturalny sposób (czyli bez badania genetycznego). Sędzia zapytała więc, czemu w takim razie wnioskuję o wpisanie do aktu urodzenia płci męskiej. Odpowiedziałem, że to jest przecież warunek konieczny wydania aktu urodzenia, więc o jakąś płeć wnioskować tak czy inaczej muszę.
I teraz najciekawsze: Sąd zdecydował, że zleci badanie genetyczne, a dokładniej, o ile dobrze zrozumiałem, zleci najpierw biegłemu ocenę, czy zachowany materiał nadaje się jeszcze do przeprowadzenia takiego badania.
Zapytałem, co będzie, jeśli to badanie nie określi płci dziecka. Sędzia odpowiedziała, że wtedy Sąd będzie podejmował kolejne decyzje.
Czyli będzie ciekawie. Tym bardziej, że płeć "z odczucia matki" już została wpisana do protokołu...
A w międzyczasie szpital będzie przez Sąd ćwiczony na okoliczność niestawienia się pana doktora na wezwanie Sądu. Problem polega na tym, że Sąd nie dysponuje adresem zamieszkania pana doktora, więc jedyne, co może zrobić, to wysyłać wezwania na adres szpitala, a to nie oznacza doręczenia do rąk własnych, więc - niestety - pan doktor z tego powodu dzisiejszą nieobecność ma usprawiedliwioną, nad czym ubolewam...
